Liberte Liberte
103
BLOG

Jan Winiecki: "W stronę liberalnego ładu kapitalistycznego"

Liberte Liberte Polityka Obserwuj notkę 18

Artykuł ukazał się w pierwszym numerze: www.liberte.pl

 

OTOCZENIE GOSPODARKI: PAŃSTWO-PRAWO-POLITYKA

Państwo polskie, przy całym jego rozległym interwencjonizmie, jest w istocie słabe. Zresztą ów ekspansywny interwencjonizm jest jednym z głównych źródeł jego słabości. Trudno się jednak od tego interwencjonizmu uwolnić, gdy nakładają się nań dwie tendencje. Jedna, to odziedziczona po komunistycznym państwie totalnym skłonność do zajmowania się wszystkim i do regulowania wszystkiego. Przyzwyczajenie niemałej części społeczeństwa do tego, że państwo za nie myśli i decyduje, a więc i w przyszłości tak również być powinno, wzmacniane jest ponadto przez tendencję charakterystyczną dla demokratycznych państw opiekuńczych. Państwa są tam przeciążone ilością i różnorodnością żądań grup roszczeniowych, co rodzi skłonność do rozbudowywania aparatu państwowego („urząd jest dobry na wszystko", jako wyraz zainteresowania władz roszczeniami określonej grupy). To z kolei wzmaga tylko poczucie nieodpowiedzialności klienteli z różnych grup roszczeniowych. „Przeciążona demokracja" funkcjonuje wszędzie coraz słabiej; w postkomunistycznej rzeczywistości funkcjonuje jeszcze gorzej, gdyż tradycja poszukiwania konsensusu rywalizujących grup interesów została tam doszczętnie zniszczona przez poprzedni ustrój, a nowe nawyki nie sprzyjają dążeniu do takiego konsensusu. Nic lepiej nie pokazało tego, jak łatwo ześlizgnąć się można z takiej sytuacji w autorytaryzm, a jako minimum we wrogą wolności „antyliberalną demokrację" (wedle definicji Fareed'a Zakarii), jak dwa lata rządów PiS.

 

Państwo, które usiłuje objąć zasięgiem swej regulacji i bezpośredniego kierowania coraz szerszy zakres spraw, musi - z istoty przeciążenia zbyt wielką liczbą problemów - wypełniać swą rolę nienajlepiej. A obejmując wiele, uchwyt ma słaby. W efekcie zdecydowanie niedostatecznie wypełnia swoje podstawowe funkcje zapewnienia ładu i porządku. Aparat przymusu i wymiar sprawiedliwości też są przeciążone licznymi obowiązkami i zmiennością koncepcji polityków na temat skuteczności takich czy innych środków. Upolitycznienie prawa powoduje, że rządy prawa zamieniają się w rządy z pomocą prawa, czyli rządy polityków. Ustrój wykorzystuje prawo jak ów pijak z dowcipu latarnię - dla podparcia się, nie dla oświecenia.
Również ze współczesnej ewolucji cywilizacji zachodniej dotykają nas konsekwencje myślenia zakładającego moc sprawczą prawodawstwa jako recepty na wszelkie bolączki społeczne. Takie myślenie życzeniowe, w odróżnieniu od tradycji wywodzącej się jeszcze z czasów rzymskich, drastycznie ogranicza pewność prawa. Współczesnym ideałem państwa prawa jest już tylko pewność tego, jakie prawo obowiązuje dzisiaj w danej kwestii. Nie daje żadnej gwarancji, że te same reguły obowiązywać będą jutro, gdyż większość parlamentarna może zmienić daną regulację następnego dnia. W kraju postkomunistycznym takim jak Polska powstaje więc niezdrowy amalgamat całkowitego lekceważenia norm prawnych, wywodzący się z komunizmu, z biegunką ustawodawczą, która - wbrew intencjom - niepewność prawną jeszcze powiększa.

Na trudne do zwalczania słabości państwa i prawa - trudne, ponieważ wynikają one i z naszej niedawnej historii, i ze specyficznego, niestety deformującego oddziaływania cywilizacji, na łono której staramy się powrócić - nakłada się specyficznie postkomunistyczna skłonność do zawłaszczania państwa przez grupy polityczne. Partie są słabo zakorzenione w społeczeństwie; rzadko też w sposób klarowny bronią określonych interesów grup społecznych. Tym bardziej więc starają wzmocnić się, wykorzystując do tego państwo, traktowane jako łup zwycięskiej partii, czy koalicji. To zawłaszczanie dokonuje się najczęściej na dwa sposoby.
Po pierwsze, poprzez tworzenie nowej nomenklatury partyjnej: mianowania na stanowiska w administracji publicznej różnych szczebli dokonuje się z partyjnego nadania, schodząc z nominacjami coraz niżej (zawłaszczając coraz to niższe stanowiska). Obniża to poziom sprawności administracji, gdyż podział wiedzy i umiejętności rzadko pokrywa się z podziałami partyjnymi. Obniża też sprawność administracji będąca jej następstwem karuzela zmian, wywołana zmianami rządzących koalicji.
Po drugie, poprzez zjawisko określane mianem „kapitalizmu politycznego". Ciągle jeszcze zbyt duży sektor państwowy i nieprzejrzyste (często celowo!) reguły gry stwarzają możliwości stosowania kryteriów partyjnej przynależności (lub cichego wspierania danej partii) podczas selekcji tak fachowców, jak i wykonawców zamówień publicznych. Cierpi na tym efektywność systemu gospodarczego.

Powyższa diagnoza ułomności polskiej demokracji prowadzi do dwóch wniosków najogólniejszej natury, które dopiero stają się podstawą do określenia kierunków działania na rzecz „naprawy Rzeczypospolitej". Reakcją na postrzegane wynaturzenia cywilizacyjne i na specyficznie polskie (a często szerzej: postkomunistyczne) problemy jest postulat tych, którzy postrzegają siebie w centrum sceny politycznej, mianowicie dążenie do ograniczenia roli państwa do minimum. Skoro państwo coraz gorzej radzi sobie z rosnącą listą spraw, których załatwienia po ich myśli domagają się rozliczne grupy roszczeniowe, to powinno ono stopniowo ograniczać się do tych spraw, których rozstrzygania przez państwo nie można uniknąć. „Lepiej mniej, ale lepiej" staje się wytyczną programu zwolenników państwa minimum.

Drugim elementem diagnozy, z którego też wypływają określone wnioski, jest uznanie, że polski kapitalizm cierpi na znacznie mniej wynaturzeń niż polska demokracja. Wprawdzie efektywność systemu gospodarczego cierpi na skutek wynaturzeń w postaci różnych przejawów „kapitalizmu politycznego", ale na szczęście w porównaniu z wartością transakcji składających się na globalną sprzedaż dóbr i usług sektora prywatnego w polskiej gospodarce jest to jej dość niewielki margines. W konsekwencji powyższej diagnozy należy uznać, że w tych warunkach alokacja przez rynek powinna w jak największej mierze zastępować alokację przez decyzje polityczne. Warto zaznaczyć, że wniosek powyższy nie został oparty na preferencjach ideowych, lecz pragmatycznych: relatywnie mniejsze zniekształcenia rynku wskazują na konieczność odciążenia bardziej skłonnego do zniekształceń państwa od jego funkcji alokacyjnych.

W części poświęconej gospodarce przedstawione są propozycje programowe, które zbliżają system gospodarczy do ideału państwa minimum i kładą nacisk na potrzebę zwiększonej alokacji za pośrednictwem rynku. Znajdują się tam propozycje podatkowe, ograniczenia redystrybucji, prywatyzacyjne, regulacyjne, antykorupcyjne i inne. Wszystkie one wskazują na potrzebę ograniczenia aktywizmu państwa. Do postulatów zmierzających w stronę państwa minimum w gospodarce dodać należy postulaty zmniejszające rolę państwa w relacjach z instytucjami pośredniczącymi społeczeństwa obywatelskiego i relacjami samych obywateli. Rozwijamy tę kwestię poniżej.

Wydatki publiczne są zawsze słabiej kontrolowane pod względem ich celowości i efektywności niż wydatki prywatne. Z tych samych powodów są też szczególnie korupcjogenne. Dlatego diagnoza dotycząca ułomności systemu partyjnego, zawłaszczania państwa przez zwycięskie partie i powszechności zjawiska „kapitalizmu politycznego" sugeruje jeszcze jeden kierunek działania. Mianowicie tam, gdzie nie jest możliwa realizacja postulatu ograniczenia alokacyjnej roli państwa - ze względu na charakter wydatków publicznych, czy choćby tylko trudno zmienialną tradycję - elementem strategii poprawy funkcjonowania władz publicznych powinno być przesuwanie decyzji alokacyjnych ze szczebla władz centralnych państwa na szczebel samorządu terytorialnego. I władze centralne, i lokalne, ze swej istoty, jako reprezentacje określonych społeczności, są mniej efektywne niż właściciele prywatni. Jednakże poziom kontroli nad zachowaniami władz lokalnych przez lokalne społeczności jest - z racji większej widoczności dokonań lub zaniechań władz lokalnych - nieporównanie wyższy. Z tego też powodu strategia decentralizacyjna jest jednocześnie strategią zmniejszania ułomności polskiej demokracji.

Strategia decentralizacji nie powinna ograniczać się do zwiększania roli samorządu terytorialnego kosztem mniej efektywnego centrum. Zasadę samorządności, jako kluczowy element aktywnego społeczeństwa obywatelskiego, rozumiemy znacznie szerzej. Wychodzenie poza narzucony w komunizmie model „znacjonalizowanego społeczeństwa" oznacza odwojowywanie kolejnych obszarów autonomii jednostek, rodzin, grup zawodowych i środowisk gospodarczych, które powinny odzyskiwać lub uzyskiwać należne im prawa do decydowania o obszarach swej aktywności, stawiania celów i określania środków ich realizacji. Przy czym prawa rozumiemy w historycznym kontekście równowagi praw, włącznie z prawem do popełniania błędów i obowiązkiem ponoszenia odpowiedzialności za własne działania.

 

LIBERALNY ŁAD GOSPODARCZY:
KIERUNKI ZMIAN

1. Żadnego programu ekonomicznego nie sposób nie rozpocząć od wyrażenia jednoznacznej akceptacji dla instytucjonalnych uwarunkowań ładu gospodarczego, uznawanych prawie powszechnie za fundamentalne tak dla sprawności ekonomicznej (tworzenia bogactwa), jak i dla ich związków z podstawowymi wartościami demokracji zachodniej (związki wolności gospodarczych z wolnościami obywatelskimi, moralnością jako fundamentem ładu ekonomicznego i obywatelskich obowiązków, itd.). Historia gospodarcza, a w szczególności doświadczenia XX wieku, wskazują wyraźnie jakie to uwarunkowania instytucjonalne i granice dla interwencji w tworzenie i podział bogactwa sprzyjają sprawności ekonomicznej.

2. Zasady wolności gospodarczej, konkurencji i otwarcia na świat zewnętrzny. Po kilkudziesięciu latach zafascynowania planowaniem gospodarczym, drobiazgowym interwencjonizmem i w ogóle możliwościami działań kierowanych bądź koordynowanych z centrum, lata 80. i 90. ubiegłego stulecia przyniosły daleko idącą zmianę sposobu myślenia i działania. Spowodowały to głównie niepowodzenia krajów rozwijających się, które po II wojnie światowej wybrały na ogół drogę centralizmu, zastępowania sektora prywatnego przez państwo, jak również daleko idącego separowania się od rynku światowego, załamanie się systemu gospodarczego komunizmu, czy wreszcie "przeregulowanie" i "przesocjalizowanie" wielu gospodarek zachodnich (wywołujące daleko nie do końca usunięte zjawisko zwane "Eurosklerozą").
Dlatego dzisiaj zasada wolności gospodarczej stanowi niepodważalny fundament nawet tam, gdzie jest ona bardziej dyrektywą odnośnie przyszłości, niż stanem aktualnym. Wolności gospodarczej - po to, ażeby była ona skutecznym instrumentem tworzenia bogactwa - towarzyszyć musi konkurencja, wraz ze wszystkimi jej pożytecznymi, choć niekiedy indywidualnie bolesnymi cechami (zasada swobody wejścia na rynek, ale także i zasada konieczności wyjścia, gdy wydatki wyższe od dochodów nie pozwalają na dalszą obecność na tym rynku). Uwzględniając fakt, że w produkcji masowej, o dużej skali, istnieje niewielu producentów, zasada konkurencji oznacza też otwartość względem rynku światowego. Bez takiej otwartości łatwo o zmowę monopolistyczną na szkodę konsumenta i gospodarki jako sprawnie funkcjonującej całości.

3. Wolność gospodarcza i konkurencja w gospodarce rynkowej tylko wówczas są gwarancją skuteczności, jeśli oparte są na dominującej własności prywatnej. Doświadczenia historii współczesnej dowodzą, że nigdy i nigdzie nie powiódł się eksperyment zbudowania gospodarki rynkowej bez dominującej własności prywatnej ("kapitalizmu bez kapitalistów"). Patrząc pragmatycznie, jako cel minimum powinniśmy w tym względzie określić osiągnięcie przez Polskę stanu obecnego w krajach zachodnich o dużym udziale sektora publicznego, tzn. maksimum 10-15% produkcji sektora przedsiębiorstw (w 2007r. było to prawie 30%!). Wiele jest więc jeszcze do zrobienia w tym zakresie.
Unikając ekonomicznego marzycielstwa, powinniśmy jednoznacznie odżegnywać się od pokusy poszukiwania tzw. trzeciej drogi. Mamy świadomość tego, że ładnie dla niektórych brzmiące określenie: "społeczna gospodarka rynkowa", sformułowane w Niemczech w latach 40., nie było niczym innym niż liberalną gospodarką rynkową (przedstawioną przez tzw. szkołę ordo-liberalną), i to znacznie bardziej liberalną niż to wszystko, co wprowadzono w Polsce od 1989r. Współczesne problemy Niemiec (ponad 4,5-milionowe bezrobocie, trwająca ucieczka miejsc pracy m.in. do Europy Środkowo-Wschodniej (w tym i Polski) i inne słabości) są następstwem nie modelu społecznej gospodarki rynkowej, lecz przeregulowania niemieckiej gospodarki i przeciążenia jej ponad miarę świadczeniami państwa opiekuńczego (tym, co w Niemczech nazywa się „socjalem"). Nie są to - dla niektórych - prawdy przyjemne, ale na pewno konieczne dla zrozumienia rzeczywistego pola manewru w polityce gospodarczej i społecznej.

4. Najpewniejszą - i jedyną na długą metę - drogą poprawy sytuacji ekonomicznej gospodarstw domowych pozostaje szybki wzrost gospodarczy. Dotyczy to także możliwości redystrybucji za pośrednictwem budżetu: "większy bochenek" do podziału oznacza więcej dóbr niż większa część wolno rosnącego lub wręcz kurczącego się "bochenka". Obok wolności gospodarczej i własności prywatnej, warunkiem szybkiego wzrostu gospodarczego jest inna zdobycz polskiej transformacji - stabilny, wymienialny pieniądz. Dotyczy to zarówno złotego w dniu dzisiejszym, jak i euro (w trudnej do określenia dokładnie) przyszłości.
Doświadczenia krajów, którym przez dziesięciolecia udawało się utrzymać wysoką stopę wzrostu produktu krajowego, dowodzą, że właśnie polityka władz monetarnych, nie dopuszczających do nadmiernej emisji pieniądza, i będąca tego następstwem niska lub wręcz zerowa inflacja, zachęcają społeczeństwo do oszczędzania, a wynikające z niskiej inflacji niskie nominalne stopy procentowe i oczekiwania stabilności pieniądza zachęcają przedsiębiorców do inwestowania. To właśnie stabilny pieniądz, wysokie oszczędności i wysokie inwestycje legły u podstaw japońskiego sukcesu lat 50.-70. (a nie, jak niektórzy uważają, "majsterkowanie" przy strukturze przemysłu...).

5. Wysoki wzrost gospodarczy (rzędu 7-10% rocznie), jak pokazują doświadczenia bliższej nam cywilizacyjnie niż Japonia Irlandii, który rozwiązuje bądź jako minimum łagodzi wiele problemów społecznych, możliwy jest na dłuższą metę tylko w warunkach ograniczonej redystrybucji budżetowej. Należy jednoznacznie stwierdzić, że motywacje do oszczędzania, do wydajnej pracy, do przedsiębiorczości i innowacyjności nie sposób utrzymać tam, gdzie państwo zabiera pracującym prawie połowę ich dochodów. Budżety publiczne w Japonii, Korei Płd. i na Tajwanie nie przekraczały 25% produktu krajowego (nie wspominając już o Hongkongu i Singapurze gdzie były jeszcze niższe!). Również w krajach bałtyckich, a następnie Słowacji, które rozwijają się w XXIw. najszybciej spośrod krajów transformacji - członków UE, wyższe tempo wzrostu PKB koreluje z niższym niż gdzie indziej poziomem wydatków publicznych.
Dziesięciolecia upaństwowienia wszystkiego - włącznie z mentalnością wielu obywateli - ukształtowały specyficzne oczekiwania w odniesieniu do państwa. Dlatego realistyczną dyrektywą dla polityki gospodarczej powinno być stopniowe, lecz konsekwentne, coroczne zmniejszanie relacji budżetu publicznego (i wydatków tzw. parabudżetów) do produktu krajowego. W bardzo skromnej skali zapowiada to obecny rząd; będziemy więc obserwować konsekwencję działań w tym zakresie.

6. Do fundamentów gospodarczego ładu należą też sprawnie funkcjonujące rynki pracy i kapitału. Stosunki pracy powinny przyczyniać się do stabilizacji oczekiwań po stronie pracobiorców i pracodawców. W Polsce istnieją silne preferencje dla modelu rynku pracy opartego na negocjacjach instytucji pośredniczących (związków zawodowych i stowarzyszeń pracodawców). Czysto teoretycznie, model ten może - poprzez stabilizację oczekiwań - przyczyniać się do zwiększania efektywności gospodarki, o ile pozostaje elastyczny, uwzględniając w umowach zbiorowych dostateczne pole dla dostosowań wynikających z sytuacji koniunkturalnej gospodarki, z sytuacji branży, czy konkretnego podmiotu gospodarczego.
U nas jest on niestety modelem szkodliwym, gdyż redukuje, a nie zwiększa elastyczność rynku pracy i gospodarki w ogóle. Co jeszcze gorsze, siła związków zawodowych - bardziej poza parlamentem, w sektorze publicznym i budżetówce - wzmocniona tanim populizmem wielu polityków doprowadziła rynek pracy do stanu przeregulowania, wysoce szkodliwego dla wszelkiej przedsiębiorczości.
Do tego dochodzą szczególne polskie patologie ruchu związkowego. Ewidentnie wyższa niż gdzie indziej skłonność do strajku to także konsekwencja patologicznych rozwiązań instytucjonalnych, rozdymających uprawnienia związków zawodowych. Bez uprawnień związkowych do finansowania ich działalności przez pracodawców, bez aberracji w postaci wypłacania zarobków za przestrajkowane dni, nasze życie społeczne byłoby spokojniejsze, a działalność przedsiębiorstw (zwłaszcza państwowych) mniej kosztowna. Niezbędna jest w tej mierze zmiana regulacji wprowadzająca zasadę stosowaną wszędzie gdzie indziej w świecie zachodnim: finansowania związków zawodowych ze składek członkowskich (włącznie z wypłacaniem z tychże składek zasiłków strajkowych). Ograniczy to znacznie skłonność do strajkowania, gdy strajkować będzie się za własne pieniądze. Zmniejszy się też pasożytowanie na przedsiębiorstwach, gdyż spadnie też radykalnie liczba związków i etatowych działaczy związkowych.
Sprawnie działające instytucje finansowe stanowią krwiobieg gospodarki. Najpewniejszą gwarancją takiej sprawności jest - jak wszędzie - zdrowa konkurencja. Nie może zaś być jej tam, gdzie decyzje kredytowe wynikają w niemałej części z koneksji personalnych i kalkulacji politycznych. Te zaś najłatwiej plenią się w państwowych bankach. Dowodzą tego nie tylko polskie, ale także i zachodnie (np. francuskie) doświadczenia.
Stąd tak krytykowana przez „majsterkowiczów" prywatyzacja większości sektora bankowego była jednym z nielicznych sukcesów instytucjonalnych ostatnich lat. A fakt, iż banki te mają w większości zagranicznych właścicieli zwiększa pewność racjonalnych zachowań. To znaczy decyzji podejmowanych w interesie ciułacza i przedsiębiorcy, oczekujących nisko oprocentowanych kredytów, a nie w interesie polityków, szukających pieniędzy na politycznie popularne, lecz ekonomicznie bezsensowne przedsięwzięcia.

ZMIANA ROLI PAŃSTWA W GOSPODARCE

1. Dziedzictwem gospodarki socjalistycznej w Polsce jest ciągle jeszcze zbyt wielki udział państwa jako właściciela, centralnego regulatora i dystrybutora zamówień publicznych w gospodarce. Zdecydowanie zbyt mały jest natomiast udział państwa jako instytucji tworzącej warunki dla rozwoju gospodarczego, przedsiębiorczości, innowacyjności - i w ogóle ludzkiej inicjatywy. Jeszcze gorzej wypada ocena wypełniania przez państwo jego elementarnych obowiązków w gospodarce, tj. zapewniania bezpieczeństwa obrotu gospodarczego poprzez wewnętrznie spójny system prawa, w którym interpretacje prawa i decyzje podejmowane na jego podstawie przez administrację publiczną, kompetentne i uczciwe sądy, sprawną egzekucję wyroków sądowych w sprawach gospodarczych.
Dyrektywą programową powinna być zmiana roli państwa w gospodarce - i to zmierzająca w dwóch kierunkach. W obszarze umacniania ładu i porządku w gospodarce, władze powinny zmierzać do podwyższenia jakości, przejrzystości i wewnętrznej spójności prawa gospodarczego, umocnienia sądownictwa i systemu egzekucji. Państwo, które nie wypełnia w zadowalającym stopniu swojej roli przysłowiowego "stróża nocnego" w gospodarce, naraża się na lekceważenie stanowionych przez nie praw dotyczących tejże gospodarki - ze szkodą dla sprawności gospodarowania, gdyż podwyższa ono koszty transakcyjne podmiotów gospodarczych (że o stratach moralnych wynikających z lekceważenia prawa nie wspomnę). Ponadto niski poziom bezpieczeństwa obrotu gospodarczego jest - obok wysokich podatków i arbitralności biurokracji podatkowej - ważnym czynnikiem utrzymywania się szarej strefy w gospodarce. Pozostający w szarej strefie przedsiębiorcy nie widzą bowiem korzyści z ewentualnego przeniesienia się do gospodarki rejestrowanej, jeśli w dalszym ciągu pozbawieni będą w dużym stopniu ochrony prawnej w prowadzonej, legalnej już działalności gospodarczej.
W sensie tworzenia warunków dla wyższej sprawności działania podmiotów gospodarczych, państwo powinno kierować się strategią opartą, jak się to często określa, na zasadach teorii ekonomiki podaży. Obejmuje ona zespół przedsięwzięć uwalniających przedsiębiorczość, innowacyjność, produktywność i inne pożądane, bo zwiększające dynamikę tworzenia bogactwa, cechy gospodarcze. Wszystkie działania, od usuwania zbędnych, czy wręcz szkodliwych regulacji do zwiększania bezpieczeństwa obrotu gospodarczego, zwiększają dynamizm gospodarki.
Z drugiej strony zmiana roli państwa w gospodarce polegać powinna w sposób oczywisty na wycofywaniu się z roli właściciela przedsiębiorstwa wielozakładowego o nazwie gospodarka narodowa. Drogą wiodącą do tego celu powinna być jak najszybsza prywatyzacja tego, co znajduje się w rękach państwa i stanowi przysłowiową „czarną dziurę", ssącą pieniądze publiczne. Lata zaniedbań powodują, że niemała część państwowych przedsiębiorstw posiada wartość ujemną i będzie musiała zostać poddana likwidacji, najlepiej w normalnym trybie gospodarki rynkowej.

 

Wykorzystane zdjęcie jest autorstwa: pbo31., zdjęcie jest na licencji CC

 

Wyjaśnienie

Czytelnikom „Liberté!" należy się wytłumaczenie od autora. Otóż uczestnicząc od pierwszych dni transformacji (a nawet na długo wcześniej) w różnych przymiarkach programowych o charakterze liberalnym, tworzyłem, czasem sam, a czasem wspólnie z innymi, rozmaite propozycje w tym względzie. Najpierw były to - rzecz oczywista - propozycje zmian systemowych, ale począwszy od drugiej połowy lat 90., po okrzepnięciu demokracji i gospodarki rynkowej, były to już jedynie propozycje reform, czyli zmian wewnątrz istniejącego, choć dalece niedoskonałego, systemu. Zmian zresztą nierzadko radykalnych.
Postanowiłem wiec, w momencie wznowienia dyskursu liberalnego na stronach nowego miesięcznika, przypomnieć pewne propozycje. Te, które mają charakter wiecznotrwały i dlatego pamiętać o nich należy zawsze, traktując je tak, jak metr z Sevres pod Paryżem, czyli sprawdzając zgodność z owym liberalnym metrem obecnych reguł gry, jak i składanych przez polityków propozycji zmian. A także te, które ciągle dalekie są jeszcze od urzeczywistnienia w niezbędnej skali i zakresie na naszym polskim podwórku.

 

Liberte
O mnie Liberte

Nowy miesięcznik społeczno - polityczny zrzeszający zwolenników modernizacji i państwa otwartego. Pełna wersja magazynu dostępna jest pod adresem: www.liberte.pl Pełna lista autorów Henryka Bochniarz Witold Gadomski Szymon Gutkowski Jan Hartman Janusz Lewandowski Andrzej Olechowski Włodzimierz Andrzej Rostocki Wojciech Sadurski Tadeusz Syryjczyk Jerzy Szacki Adam Szostkiewicz Jan Winiecki Ireneusz Krzemiński

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka