Liberte Liberte
496
BLOG

K. Gasiuk-Pihowicz: „Mała” ustawa medialna – duży wpływ na wolność mediów

Liberte Liberte Polityka Obserwuj notkę 18

Reforma polskich mediów publicznych osiągnęła prędkość maksymalną. Ustawa została uchwalona przez Parlament krótko po świętach Bożego Narodzenia, a nowy prezes Telewizji Polskiej powołany wkrótce potem. 

Zanim przejdziemy do krytycznej analizy powyższych wydarzeń, naświetlmy kontekst sytuacji ogólnej: nie ma żadnego demokratycznego państwa, w którym media publiczne są całkowicie wolne od wpływów politycznych. W sytuacji gdy publiczne radio i telewizja są współfinansowane z pieniędzy podatników, nie budzi wąpliwości nadzór przez rząd nad ich sprawnością działania, a przede wszystkim finansami. Jednak wpływanie na treści oraz – co jest nawet ważniejsze – na typ politycznej narracji prezentowanej przez dziennikarzy – dopuszczalne już nie jest.

Postawienie jasnej granicy między sprawnością zarządania od wywierania wpływu politycznego rzadko jest oczywiste. Jednak Prawo i Sprawiedliwość bez wątpienia przekroczyło tę dopuszczalną granicę. Świadczą o tym co najmniej dwa aspekty: skupienie reform na zmianach personalnych i wyrażane wprost polityczne intencje przez promotorów zmian.

Tak zwana „mała” ustawa medialna została omówiona i uchwalona przez Parlament błyskawicznie, bez rzetelnych konsultacji publicznych i eksperckich. Zawracanie głowy ekspertom faktycznie nie miało sensu, bo ustawie przyświecał jeden prosty cel: zmiana władz mediów publicznych. Na podstawie ustawy prezesi Polskiego Radia, Telewizji Polskiej, zarządów i rad nadzorczych zostali zwolnieni, a ich następcy starannie dobrani przez ministra Skarbu Państwa „do czasu wprowadzenia nowej organizacji mediów narodowych”. Nie poprzez otwarty nabór, bez jasnych kryteriów do spełnienia, bez udziału Rady Nadzorczej mediów publicznych, zamiast tego – w efekcie czysto politycznej decyzji.

W podobny sposób niedawno powołany zarząd może zostać odwołany bez podania jakiejkolwiek przyczyny. Nic dziwnego, bowiem nowy szef Telewizji Polskiej jest jednym z najbardziej radykalnych polityków bloku prorządowego. Jacek Kurski (dotychczasowy wiceminister kultury) jest prawdopodobnie tym politykiem, któremu można  przypisać największy wkład w budowę muru między dwoma obozami politycznymi i dwiema częściami polskiego społeczeństwa je wspierającymi. To właśnie on, podczas wyborów prezydenckich w 2005 roku, oskarżył dziadka Donalda Tuska o bycie członkiem Wehrmachtu podczas II Wojny Światowej. Zarzuty Kurskiego mijały się z prawdą, ale świetnie sprawdziły się w funkcji politycznej broni atomowej. Tusk przegrał wybory, a Kurski nigdy nie odwołał pomówień. Obecnie, jako prezes TVP, to on jest odpowiedzialny za  zapewnienie „niezależności i równowagi politycznej w mediach publicznych”.

Podczas uchwalania „małej” ustawy medialnej Prawo i Sprawiedliwość zapowiedziało, że jest to dopiero pierwszy, „wstępny” krok w stronę bardziej obszernej reformy mediów publicznych, która ma być zrealizowana w najbliższych miesiącach. Jej zasadniczym elementem ma być przekształcenie publicznej telewizji, radia i agencji prasowej w tak zwane „media narodowe”. Co się za tym kryje? Nie tylko wymóg przestrzegania „chrześcijańskiej hierarchii wartości i pielęgnowania tradycji narodowych”, lecz przede wszystkim dalsze zmiany personalne, tym razem sięgające szczebla operacyjnego. Wszystkie umowy pracownicze zostaną wypowiedziane, a dziennikarze będą poddani ocenie przed ponownym zatrudnieniem w mediach narodowych.

Innym czynnikiem, który sprawia, że wojna medialna w Polsce jest bezprecedensowa, są nie pozostawiające wątpliwości polityczne intencje partii rządzącej. Politycy Prawa i Sprawiedliwości nawet nie próbują ukrywać celu objęcia kontroli nad politycznym przesłaniem rozpowszechnianym przez media. Cytując posłankę Krystynę Pawłowicz (dalszy komentarz jest raczej niepotrzebny): „wymienione obszary leżą w zakresie konstytucyjnych obowiązków władz, które dla ich wykonywania muszą dysponować mediami publicznymi, na które – jako obdarzeni mandatem wyborców – muszą mieć wpływ, i to wpływ bezpośredni”.

Reformy związane wyłącznie z rotacją pracowników oraz oświadczenia ze strony polityków PiS-u nie pozostawiają cienia wątpliwości, że wojna medialna ma jeden cel: osłabienie zdolności mediów publicznych do analizowania działań rządu. Próba przekształcenia polskich mediów w narzędzie propagandowe została już zauważona przez Komisję Europejską, Radę Europy i międzynarodowe stowarzyszenia dziennikarskie. To wszystko wydaje się jednak nie robić najmniejszego wrażenia na polskim rządzie. 9 stycznia 2016 tysiące ludzi w wielu polskich miastach, a także poza granicami kraju, ponownie wyszło na ulice, aby wyrazić oburzenie ograniczaniem wolności w mediach. Nie należy również zapominać, że obywatele oceniają, i dalej będą oceniać, media publiczne każdego dnia po prostu przy pomocy pilota. To pozostawia nadzieję, że w przyszłości nie padną kolejne granice.

Artykuł oryginalnie opublikowany w języku angielskim na stronie 4liberty.eu

Przełożył Jakub Dąbrowski

Liberté! to niezależny liberalny magazyn społeczno-polityczny. „Głos wolny wolność ubezpieczający”. Zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej oraz zachęcamy do prenumerowania.

Liberte
O mnie Liberte

Nowy miesięcznik społeczno - polityczny zrzeszający zwolenników modernizacji i państwa otwartego. Pełna wersja magazynu dostępna jest pod adresem: www.liberte.pl Pełna lista autorów Henryka Bochniarz Witold Gadomski Szymon Gutkowski Jan Hartman Janusz Lewandowski Andrzej Olechowski Włodzimierz Andrzej Rostocki Wojciech Sadurski Tadeusz Syryjczyk Jerzy Szacki Adam Szostkiewicz Jan Winiecki Ireneusz Krzemiński

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka