Liberte Liberte
172
BLOG

Jan Radomski: Trudne nieznanego początki

Liberte Liberte Polityka Obserwuj notkę 0

Kilka dni po wyborach prezydenckich Jacek Jaśkowiak niespodziewanie zeskoczył z fali poparcia, w którą przerodziła się niechęć do poprzedniego prezydenta Poznania. Niezależnie od tego czy zrobił to z własnej woli, czy pod wpływem politycznych nacisków, płynąć pod prąd będzie mu znacznie trudniej.

 

Wszystko układało się perfekcyjnie. Od początku wyborów Jacek Jaśkowiak rozszerzał elektorat, sięgając po kolejne grupy: rozczarowanych Platformą Obywatelską – to ostatnio modne słowo – mieszczan, działaczy społecznych oraz tych, którzy swoje preferencje lokują po lewej stronie od centrum. Nie da się ukryć, że większość z nich, przynajmniej na początku, motywował raczej wstręt do poprzedniego prezydenta, niż sympatia do jego rywala. Jednak liczby były imponujące: pomiędzy pierwszą a drugą turą kandydat PO swoich wyborców pomnożył niemal trzykrotnie.

Jacek Jaśkowiak prezydenturę rozpoczynał z najlepszym kapitałem, jaki mógł sobie wyobrazić. Sytuacja sprawiała wrażenie oczywistej, rozkład sił w radzie miasta pozwalał na utworzenie koalicji Platformy Obywatelskiej oraz Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Tomasz Lewandowski, kandydat SLD, przed drugą turą wyborów aktywnie włączył się w kampanię Jaśkowiaka. Jego kandydatura na wiceprezydenta była naturalna dla zwolenników obu partii, a także ruchów miejskich, które traktowały Lewandowskiego jako swojego reprezentanta w świecie polityki.

Dzięki takiemu rozwiązaniu Jacek Jaśkowiak mógł zyskać podwójnie. Po pierwsze – otoczyłby się buforem ochronnym, stworzonym przez Platformę Obywatelską, Sojusz Lewicy Demokratycznej oraz ruchy miejskie. Jedyną opozycją byłoby Prawo i Sprawiedliwość – partia w Poznaniu z pewnością nie marginalna, ale niezdolna do samodzielnego odebrania władzy. Przy odrobinie zręczności Jaśkowiak mógłby przez osiem lat (zapewnia, że chce rządzić tylko przez dwie kadencje) trzymać w ręku wszystkie karty.

Po drugie – nowy prezydent mógłby zakamuflować swój brak samorządowego doświadczenia. Wykorzystanie Tomasza Lewandowskiego oraz podparcie się stabilną koalicją byłoby rozwiązaniem po stokroć lepszym, niż sięgniecie po Macieja Wudarskiego(zupełnie niedoświadczonego politycznie działacza ruchów miejskich, od kilku dni wiceprezydenta Poznania) oraz próby samodzielnych rządów w rozkroku pomiędzy Sojuszem Lewicy Demokratycznej, Prawem i Sprawiedliwością, a garstką radnych, których Poznaniowi w spadku pozostawił Ryszard Grobelny.

Dlaczego tak się stało? Być może, choć to najmniej prawdopodobne, była to samodzielna decyzja Jacka Jaśkowiaka. Mało przekonująca wydaje się również wizja światopoglądowego oporu niektórych polityków Platformy Obywatelskiej. Samorządowe koalicje PO-SLD są powszechne, z pewnością nie istnieje żaden warszawski zakaz ich zawiązywania. Kwestie ideowe nie powinny być przeszkodą zwłaszcza w Poznaniu, gdzie twarzą Sojuszu Lewicy Demokratycznej jest liberalny Tomasz Lewandowski, a oferta Platformy Obywatelskiej, skierowana do klasy średniej, dystansuje się od twardego konserwatyzmu.

Obu tym scenariuszom przeczą także doniesienia medialne, według których do koalicji PO-SLD dążył zarówno nowy prezydent, jak i większość radnych obu partii. Wszystko wskazuje na to, że o ostatecznej zmianie decyzji zadecydowało kilku działaczy Platformy Obywatelskiej, którzy wcześniej dystansowali się od kandydatury Jaśkowiaka. Z zewnątrz wygląda to tak, jakby garstka polityków Platformy Obywatelskiej szantażowała pozostałą część partii. Znamy to z areny ogólnopolskiej – kilka lat temu trzech posłów, na czele których stał Jarosław Gowin, blefowało tak skutecznie, że uwierzył im nawet były premier.

W Poznaniu podział w Platformie Obywatelskiej przebiega na linii pokoleniowej. Starsi politycy przez lata, jeszcze w Unii Wolności, tworzyli z Ryszardem Grobelnym tę samą partię, później tkwili z nim w nieformalnej koalicji. Najprawdopodobniej z wielu względów –  od prywatnych po biznesowe – nie czują potrzeby, żeby byłemu prezydentowi wystawiać słony rachunek.

Być może Jacek Jaśkowiak nie zorientował się, jak silny mandat otrzymał od tysięcy mieszkańców Poznania i uległ naciskom polityków, którzy grają co najmniej dwie ligi niżej. Być może podjął tę decyzję pod wpływem własnej kalkulacji. Najprawdopodobniej prawda leży gdzieś po środku, a proporcje były znacznie bardziej zagmatwane. To teraz nieważne, jakkolwiek by nie było, Jacek Jaśkowiak musi zmierzyć się z pełną odpowiedzialnością za swoje decyzje. Ich konsekwencje mogą być znacznie szybsze i boleśniejsze, niż nam się wydaje.

Nowy prezydent Poznania przypomina człowieka, który po raz pierwszy włącza grę komputerową i – mając do wyboru trzy poziomy trudności: „łatwy”, „normalny” i „wysoki” – decyduje się na ten ostatni. Nie musi przegrać, może okazać się, że tkwi w nim olbrzymi potencjał. Ale znacznie zwiększa prawdopodobieństwo, że zostanie zabity przez któregoś z czyhających za rogiem potworów już na samym początku, zanim zdąży się nauczyć, którym przyciskiem przeładowuje się broń.

 

Twitter:@jwmrad

Blog:radomski.liberte.pl

Liberte
O mnie Liberte

Nowy miesięcznik społeczno - polityczny zrzeszający zwolenników modernizacji i państwa otwartego. Pełna wersja magazynu dostępna jest pod adresem: www.liberte.pl Pełna lista autorów Henryka Bochniarz Witold Gadomski Szymon Gutkowski Jan Hartman Janusz Lewandowski Andrzej Olechowski Włodzimierz Andrzej Rostocki Wojciech Sadurski Tadeusz Syryjczyk Jerzy Szacki Adam Szostkiewicz Jan Winiecki Ireneusz Krzemiński

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka