Liberte Liberte
285
BLOG

Piotr Beniuszys: O wolny wybór

Liberte Liberte Społeczeństwo Obserwuj notkę 6

 Dymisję wiceministra sprawiedliwości Michała Królikowskiego przez nowego szefa tego resortu Cezarego Grabarczyka liberalna część opinii publicznej przyjęła ze zrozumiałym zadowoleniem. Oto wpływ na procesy legislacyjne utracił człowiek, którego otwarcie formułowane poglądy, a także niektóre podejmowane działania rodziły obawy, iż jednym z jego celów jest modyfikacja norm prawnych w kierunku silnie konserwatywnym. Na krótko po dymisji Królikowskiego pojawiła się pogłoska, jakoby jego następczynią miała zostać prof. Monika Płatek, znana ze społecznego zaangażowania osoba o wyraziście liberalnych poglądach, przynajmniej na niektóre z tematów. Wraz z tą pogłoską z kilku różnych stron padł pogląd sformułowany w następujący sposób: oto po człowieku wykorzystującym dosyć wpływowe stanowisko dla realizacji legislacyjnych celów ideologicznego konserwatyzmu tylnymi drzwiami na to samo miejsce wejdzie inny człowiek, który będzie chciał czynić to samo, tyle że w celu realizacji ideologicznych celów liberalizmu.

Pojawiają się tutaj dwie niewiadome. Po pierwsze, nie wiemy, jaki byłby styl pracy Moniki Płatek, gdyby objęła urząd wiceministra sprawiedliwości. Po drugie, autor tego tekstu nie zna na tyle dobrze poglądów pani prof. Płatek, aby móc ocenić, czy jej osobisty światopogląd jest w istocie liberalny, ani – co jeszcze ważniejsze – co uznałaby ona za cele ideowe liberalizmu, gdyby rzeczywiście okazało się, że jest liberałem. Pomijając jednak komplikacje wynikające z tak nakreślonego obszaru, będącego dla mnie niewiadomą, można na tle debaty o osobach Królikowskiego i Płatek poczynić kilka ciekawych uwag. Esencjonalnie odnoszą się one do wspomnianego poglądu, jakoby ideowe cele konserwatyzmu można było uznać za symetryczne do ideowych celów liberalizmu w odniesieniu do strategii działania politycznego. Dopóki aktorzy procesów władczych, będący liberałami, dobrze rozumieją przesłanie idące za liberalizmem, dopóty żadnej takiej symetrii nie ma i być nie może. Liberalizm nie jest konserwatyzmem á rebours. Jest w zakresie kształtowania relacji międzyludzkich w społeczeństwie jakościowo odmienną filozofią, która jest nastawiona na uzyskanie rezultatów na innych płaszczyznach.

Wizja dobrego życia

Upraszczając mocno filozoficzną debatę poprzez sprowadzenie jej na płaszczyznę inspirowanych ideologicznymi wartościami programów politycznych, można przyjąć taką oto terminologię, że poszczególne grupy wpływów (coraz rzadziej ich skład odpowiada tradycyjnym, czytelnym podziałom na partie funkcjonujące w systemie), opowiadające się za tym czy innym światopoglądem politycznym, dążą do realizacji swoich pakietów celów, które składają się na ich „projekty”. Istnieją zatem „projekt liberalny”, „projekt konserwatywny”, „projekty religijne/konfesyjne”, „projekt socjalistyczny”, itd. Wśród tych projektów „projekt liberalny”, o ile jest oparty o właściwą interpretację założeń liberalizmu, jakościowo odróżnia się od wszystkich pozostałych. Nie jest w tej chwili moim celem, pomimo znanej zapewne czytelnikowi mojej ideowej afiliacji, wartościowanie i przekonywanie, że „projekt liberalny” jest jakościowo lepszy. Wartościowanie pozostawiam czytelnikom, tudzież sobie na inną okazję. W tej chwili chcę się skupić na poglądzie, zgodnie z którym „projekt liberalny” jest jakościowo inny, kropka. Dlaczego? Otóż w czasie gdy pozostałe projekty posiadają określoną, preferowaną wizję dobrego życia, którą chciałyby możliwie jak najskuteczniej zaszczepić danej zbiorowości ludzi, „projekt liberalny” albo w ogóle nie ma takiej wizji, albo jest ona wyłącznie zbiorem negacji (a więc twierdzeń, co do preferowanej wizji najpewniej nie należy), albo – co w gruncie rzeczy kluczowe – nawet jeśli projekt wizję posiada, to nie dąży do jej powszechnego zaszczepiania. W fachowych pracach na ten temat, nakreśloną w poprzednim zdaniu cechę liberalizmu określa się mianem jego „negatywnej” natury. I znów, uciekając od wartościowania, trzeba podkreślić, że „negatywny” nie znaczy tutaj zły, tylko rezygnujący z przedstawiania ludziom zbioru nakazów i zakazów, których przestrzeganie miałoby wieść ku dobremu życiu.

Tymczasem dokładnie to czynią wszystkie pozostałe projekty. „Projekt konserwatywny” stoi na stanowisku, że dobrze już jest lub było i dobre życie to takie, które wiedli nasi dziadowie i pradziadowie, z których mądrości pokoleniowej jest naszym obowiązkiem korzystać. Cel utrzymania/przywrócenia tradycyjnego ładu wiąże się oczywiście z koniecznością ustanowienia pakietów zakazów i nakazów, ograniczających wpływ czynników nietradycyjnych na modyfikacje ładu. Spokrewniony z „projektem konserwatywnym” w rzeczywistości niektórych państw (w tym Polski) projekt inspirowany religijnie jest dość prostym na poziomie założeń konceptem implementacji zakazów i nakazów wynikających z wiary w całym życiu społecznym jako takim. „Projekt socjalistyczny” operuje chętniej nakazami niż zakazami, ale także posiada konstruktywistyczny wymiar, który przejawia się w celu uczynienia z idei solidaryzmu społecznego prawnego nakazu. Nietrudno zauważyć, że każdy z tych trzech, najważniejszych „pozytywnych” projektów za ideał realizacji swoich celów uznaje dwa rezultaty: 1) wprowadzenie pożądanych nakazów i zakazów do powszechnie obowiązujących przepisów prawa, czyli skłonienie do realizacji danego projektu dobrego życia wszystkich ludzi temu prawu podlegających, naturalnie wśród nich także tych, którzy hierarchii ideowych wartości, znajdujących się u podstaw projektu, absolutnie nie podzielają; 2) „przyzwyczajenie” zbiorowości ludzkiej na przestrzeni 2-3 pokoleń do dominacji danego projektu i ulepienie w ten sposób dominującej hierarchii wartości oraz mentalności ludzkiej, dzięki czemu w przyszłości narzucanie prawem celów projektu staje się łatwiejsze i jakoby „naturalne”.

Żaden z tych dwóch rezultatów nie może nigdy być uznany za miarę realizacji celów „projektu liberalnego”. W tym przypadku miarą sukcesu projektu jest zakres wolności wyboru.

Oferta, paleta, wybór

Żaden z analizowanych tutaj czterech projektów nie ma charakteru totalitarnego, żaden zatem nie pozbawia człowieka całkowicie pewnej swobody wyboru, nie czyni zeń niewolnika. Te cztery projekty dysponują jednak swoimi „ofertami”, paletami różnych, możliwych sposobów życia, spośród których człowiek może dokonywać indywidualnego wyboru. Tylko w przypadku „projektu liberalnego” wybór ów jest jednak samą nagą racją bytu całego projektu. Pozostałe projekty oferują do wyboru zawężone palety sposobów życia. Poza nawias umieszcza się tam te sposoby życia, które są z punktu widzenia aksjologicznych fundamentów projektu najbardziej niekorzystne dla realizacji celów projektu. Palety zawęża się jednak nie tylko poprzez całkowitą eliminację najgorzej ocenianych opcji. Tworzone są ponadto także mechanizmy presji i impulsów, mające manipulować wyborem sposobów życia, zniechęcać ludzi do niektórych lub zachęcać do tych, uznanych za najbliższe wartościom projektu. Współcześni zwolennicy „projektu konserwatywnego” przykładowo nie dążą ani do wykluczenia ludzi homoseksualnych z życia publicznego, ani tym bardziej do ich uwięzienia (kiedyś dążyli). Ale zachęcają ich do akceptacji zasady „don’t ask, don’t tell”, piętrzą problemy życia codziennego i sugerują, że rozwiązanie z arsenału dulszczyzny (w tym przypadku udawanie heteroseksualisty), może okazać się rozwiązaniem tych problemów.

Podstawową zasadą „projektu liberalnego” jest przedstawienie jako „oferta” pełnej, nieograniczonej arbitralnie palety sposobów życia do wyboru ludziom i powstrzymanie się od jakiegokolwiek wartościowania pomiędzy nimi, preferowania jednych wobec drugich. W efekcie nie ma czegoś takiego, jak preferowany-liberalny sposób życia, nie ma liberalnej wizji dobrego życia. Jest jedynie liberalna wizja wyboru dobrego życia i wizją tą jest wybór nieograniczany i niemanipulowany przez ośrodki władzy. Obywatel może wybrać ascetyczno-religijny, tradycyjno-konserwatywny, wielkomiejsko-konsumpcyjny, ekologiczno-antykonsupcyjny, szarawo-umiarkowany, społecznie zaangażowany, odizolowany/ultraindywidualistyczny, całkowicie prywatny, kontrkulturowo-alternatywny, ekscentryczny, awangardowy czy libertyńsko-hulaszczy styl życia (a pewnie jest jeszcze wiele innych). Otóż, proszę bardzo, twój wybór, twoje szczęście i – oczywiście – ewentualnie twój problem. Jedynym zakazem, jaki ustanawia „projekt liberalny” jest zakaz ograniczania wolności wyboru drugiego człowieka (co obejmuje oczywiście zakaz robienia mu różnego rodzaju krzywd cielesnych i materialnych). Ten jeden musi on ustanowić, aby uchronić swoją rację bytu. Poza tym all bets are off.

Niesymetryczne projekty

W ten oto sposób pokazujemy dość czytelnie dla kierującego się dobrą wolą czytelnika, że nie ma symetrii pomiędzy „projektem liberalnym” a np. „projektem konserwatywnym”. W tym pierwszym można bez żadnych przeszkód żyć zgodnie z oczekiwaniami bardzo konserwatywnego sposobu życia, w drugim sposób życia, bez wątpienia błędnie i z dużą dawką złej woli utożsamiany z liberalizmem (libertyńsko-hulaszczy), jest przedmiotem napiętnowania oraz oczywiście ograniczeń ze strony szeregu zakazów prawnych, przez co może być realizowany tylko w sposób nielegalny. „Projekt liberalny” jest co prawda równorzędną dla pozostałych alternatywą w odniesieniu do strategii kształtowania norm relacji międzyludzkich w zbiorowości/państwie, ale nie jest do nich symetryczny w odniesieniu do formułowania esencjonalnych celów politycznych projektu.

Skoro symetrii tej nie ma, to założenie, że zajmujący miejsce Królikowskiego liberał będzie „nowym Królikowskim”, jest oparte o oczywisty błąd w rozumowaniu. Pan Królikowski w kilku momentach swojego urzędowania podejmował działania na rzecz tego, byśmy za sprawą zmian w prawie nie mieli innego wyjścia, jak żyć ciut bardziej konserwatywnie. Liberał, który byłby na jego miejscu, musiałby zaś czynić rzecz odwrotną, a więc działać na rzecz zwiększenia swobody wyboru. Bez wątpienia właśnie dlatego skuteczna realizacja celów „projektu liberalnego” jest przyjmowana z radością przez tych, których interesuje głównie problem kształtowania sposobu własnego życia i na to chcą mieć wpływ. Martwi natomiast ludzi, których interesuje głównie problem kształtowania sposobu życia przez innych i na to pragną móc wywierać wpływ z boku.

Pro-choice

Wszystkie powyższe uwagi nie powinny pozwolić nam jednak na pominięcie istotnego współcześnie problemu. W toku ostrych, ideowych sporów oraz prób silnej ekspansji projektów, które tak jak konserwatywny mają ambicje zbiorowego ubezwłasnowolniania ludzi w zakresie decyzji o wyborze sposobu życia, zwolennicy „projektu liberalnego” tracą coraz częściej rezon i pozwalają sobie na strategię pod hasłem „pięknym za nadobne”. Kryje się za tym czysto ludzki instynkt rewanżu, czyli w tym przypadku sięgnięcia po coś na kształt „liberalnego backlashu” i narzucenia konserwatywnej części społeczeństwa liberalnych rozwiązań prawem (bo ona, gdy tylko może, nam swoje rozwiązania tak narzuca…). Kryje się w tym głębokie nieporozumienie i niezrozumienie jakościowej inności liberalizmu. Proces ten prowadzi – otwarcie to sformułuję – do degeneracji „projektu liberalnego”, który tak zmieniony staje się „pozytywnym”, konstruktywistycznym projektem, symetrycznym wobec innych, jednym z wielu, które ograniczają wybór sposobów życia ludziom. Nie wolno się tej pokusie poddawać! Naszym celem nie jest społeczeństwo żyjące progresywnie i nowocześnie. Naszym celem jest społeczeństwo, w którym wolno tak żyć, ale na równi z tradycjonalistycznym życiem. Dobrze obrazuje to odwieczna debata o aborcji, a szczególnie angielskojęzyczne etykietki, które do niej przyległy. Konserwatyści są z reguły „pro-life”, a liberałowie „pro-choice”. Uwypuklić warto tutaj właśnie słowo „choice”, gdyż pomimo haniebnych sugestii konserwatystów, liberałowie nie są „za aborcją” czy „przeciwko życiu”. Są za wyborem i tylko za wyborem. Za życiem czy przeciw niemu opowiada się wyłącznie osoba, która dokonuje wyboru, a i ona ma prawo bycie za życiem rozumieć inaczej niż statystyczny konserwatysta. Liberał nie jest za nie chodzeniem do kościoła, jest za wolnością wyboru, czy się tam chodzi. Liberał nie jest zwolennikiem eutanazji, jest za wolnością wyboru sposobu zakończenia życia przez cierpiącego człowieka. Liberał nie jest za homoseksualistami, ani przeciwko ojcom wielodzietnych rodzin, nie jest za marihuaną, ani przeciwko tytoniowi, nie jest za transportem publicznym i rowerowym, ani przeciwko samochodowemu, nie jest za kobietami w polityce, ani przeciwko kobietom w kuchni. Jest za wolnością wyboru, wyboru autentycznie indywidualnego, niewymuszonego.

Tendencję do degeneracji „projektu liberalnego” unaoczniła debata o klauzuli sumienia. Liberałowie oczywiście słusznie opowiedzieli się przeciwko sytuacji, w której powołanie się na klauzulę sumienia przez jedną osobę pozbawiło drugą osobę wolności wyboru. To jasne. Jednak formułowany przy tej okazji postulat całkowitego zniesienia klauzuli sumienia pokazuje, że stale trzeba podkreślać, że prawo do jak najszerszej wolności wyboru sposobu życia przynależy także osobom niepodzielającym liberalnych wartości i o ich prawa także musimy walczyć. Filozofia „backlashu” nic dobrego nie przyniesie. Wejście na drogę konstruktywizmu powoduje bowiem, że „projekt liberalny” liberalny być przestaje i powinien wtedy dostać jakąś nową nazwę.

 

Liberte
O mnie Liberte

Nowy miesięcznik społeczno - polityczny zrzeszający zwolenników modernizacji i państwa otwartego. Pełna wersja magazynu dostępna jest pod adresem: www.liberte.pl Pełna lista autorów Henryka Bochniarz Witold Gadomski Szymon Gutkowski Jan Hartman Janusz Lewandowski Andrzej Olechowski Włodzimierz Andrzej Rostocki Wojciech Sadurski Tadeusz Syryjczyk Jerzy Szacki Adam Szostkiewicz Jan Winiecki Ireneusz Krzemiński

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo