W krótkich, żołnierskich słowach. Nic, nijak i nigdy nie może stanowić usprawiedliwienia dla uderzenia drugiego człowieka. Czyn Janusza Korwin-Mikkego, który spoliczkował Michała Boniego, zasługuje na najwyższą pogardę, jest aktem tchórzostwa, barbarzyństwa i braku minimum szacunku dla drugiego człowieka.
Ręka czasem ma prawo świerzbić. Gdy Korwin-Mikke wypowiadał swoje haniebne słowa o niepełnosprawnych dzieciach, ręka świerzbiła mnie osobiście. Myśl, aby przywalić w ten „głupi pysk”, pozwalający sobie na tak skandaliczne uwagi, budziła swoistą przyjemność, choć być może niekoniecznie intelektualną. To nie może jednak znaczyć dawania sobie przyzwolenia na upust takim emocjom.
Oczywiście w czasach sprzed kilku poważnych etapów rozwoju cywilizacyjnego spory załatwiano pojedynkami, a trochę wcześniej przy użyciu maczugi używanej do rozbijania czaszki delikwentom. Janusz Korwin-Mikke jest człowiekiem prymitywnym i dumnym z faktu, że gardzi nowoczesnym światem. Jego ekscentryczne fanaberie mogą i powinny być tolerowane, ale tylko dopóty, dopóki w żaden sposób nie dotykają wolności i godności drugiego człowieka. Tym razem tak się zaś stało ponad wszelką wątpliwość.
Tego tolerować nie wolno. Jest w tym kontekście zupełnie nieistotne, jakie poglądy na poszczególne sprawy ma Korwin-Mikke, a jakie Boni. Nieistotna jest też przyczyna incydentu. Jeśli będziemy tolerować takie zdarzenia, to za kilkanaście lat nasze dzieci będą się zabijać z przyczyn politycznych. Nie pozwalajmy na dalszą degenerację naszego życia publicznego, której symbolem jest Korwin-Mikke. Solidarnie dołóżmy wszelkich starań, aby wyeliminować go z życia politycznego Polski.
Komentarze