Liberte Liberte
4121
BLOG

Wrocław się boi. Tolerancja, rasizm i „homopromocja"

Liberte Liberte Polityka Obserwuj notkę 52

 Czyli co się stało, a co się nie stało w Europejskiej Stolicy Kultury 2016? Autorzy: dr Monika Spławska-Murmyło, Aleksandra Buraczyńska, Aleksandra Fila, dr Mirosław Tryczyk

Z niepokojem obserwujemy nasilanie się pełnej agresji kampanii zwolenników idei rasistowskich w ciągu ostatnich kilku lat w naszym mieście. Takie wydarzenia jak marsze Narodowego Odrodzenia Polski i Młodzieży Wszechpolskiej oraz środowisk antysemickich i skrajnie nacjonalistycznych organizowane co roku we Wrocławiu, połączone z atakami na przedstawicieli środowisk liberalnych i mniejszościowych przy biernej postawie władz miasta oraz służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo pogłębiają naszym zdaniem i tak nie najlepszą sytuację w stolicy Dolnego Śląska.

Od kilku lat wizytówką Wrocławia jest mit „miasta wielokulturowego”, „miasta otwartego”, „miasta spotkań”. Jednak wyniki badań fundacji działających przeciw rasizmowi, zamieszczone w Brunatnej księdze fundacji Nigdy Więcej i Masz problem? fundacji Nomada dowodzą, że wrocławianie nie są wolni od ksenofobii. Wspólnie z uczniami LO nr XIV im. Polonii Belgijskiej we Wrocławiu postanowiliśmy sprawdzić reakcje mieszkańców naszego miasta na obecność w przestrzeni publicznej osób, których wygląd sugerowałby przynależność do różnych grup.

Na przełomie maja i czerwca 2011 r. 15 czteroosobowych zespołów składających się z jednej osoby ubranej w strój wskazujący na mniejszość narodową, etniczną, wyznaniową lub społeczną (muzułmanie, Romowie, hindusi, Żydzi, bezdomni, osoby niepełnosprawne) oraz osób wspomagających przeprowadziło badania terenowe w różnych miejscach Wrocławia. Uczniowie badali reakcje wrocławian m.in. w centrum miasta, ogrodzie zoologicznym i środkach komunikacji miejskiej. Najwięcej zespołów reprezentowało mniejszość muzułmańską. Doświadczyli wielu nieprzychylnych reakcji mieszkańców miasta wywołanych ich obecnością w przestrzeni publicznej. Byli wyzywani, traktowani jak potencjalni przestępcy czy wreszcie bojkotowani i wykluczani.

Co takiego stało się w Europejskiej Stolicy Kultury 2016… a co się nie stało?

Uważamy, że wszystkie zaobserwowane reakcje były konsekwencją stereotypowego traktowania przebranych za muzułmanów czy Żydów uczniów naszego ogólniaka. Utrwalenie stereotypów odbywa się niejako automatycznie, gdy brakuje nam rzetelnej wiedzy na temat Innego. Stereotypizacja z kolei w utrwalonych schematach wpływa na nasze postawy i konkretne zachowania, często negatywne. Co ciekawe, jak wykazał eksperyment przeprowadzony przez naszych uczniów, strach części wrocławian wzbudzała już sama obecność Innych manifestowana „stereotypowym codziennym strojem” muzułmańskim czy żydowskim w przestrzeni publicznej naszego miasta.

Musimy sobie także uświadomić, że reakcje mieszkańców Wrocławia nie pozostają bez związku ze zjawiskami, jakie zachodzą we współczesnej Europie. Zmieniająca się gwałtownie pod względem zróżnicowania etnicznego ludność Starego Kontynentu powoduje zaostrzenie europejskiej polityki imigracyjnej, jak i rozwój narracji anty-imigranckich głównie o podłożu rasistowskim i isalmofobicznym w mediach. Niestety, efektem tych zjawisk jest wzmacnianie się tendencji nacjonalistycznych w społeczeństwie polskim, także we  Wrocławiu.

Z niepokojem obserwujemy nasilanie się pełnej agresji kampanii zwolenników idei rasistowskich w ciągu ostatnich kilku lat w naszym mieście. Takie wydarzenia jak marsze Narodowego Odrodzenia Polski i Młodzieży Wszechpolskiej oraz środowisk antysemickich                       i skrajnie nacjonalistycznych organizowane co roku we Wrocławiu, połączone z atakami na przedstawicieli środowisk liberalnych i mniejszościowych przy biernej postawie władz miasta oraz służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo pogłębiają naszym zdaniem i tak nie najlepszą sytuację w stolicy Dolnego Śląska.

Wprawdzie, jak zapewniają lokalne władze, sytuacja ma się zmienić, jednak nadal nie wiemy, w jaki sposób nasi włodarze chcą walczyć z nasilającą się nietolerancją i jak chcą zmieniać mentalność mieszkających tu ludzi, bowiem, jak już dawno zaobserwowaliśmy jako wrocławianie, są to głównie deklaracje o wyraźnej wymowie marketingowej. Konkretnych działań władz miasta w tej sprawie jak na razie nie widać.

Reakcje wrocławian zaobserwowane w naszym eksperymencie również dowodziły, że wielokulturowość naszego miasta jest tak naprawdę marketingowym mitem zbudowanym na bardzo poważnym, choć chyba oczywistym dla każdego, „braku” – braku innych niż polska kultur wypełniających przestrzeń Wrocławia w sposób widoczny. Miasto niemalże w całości jest jednoetniczne, a obecne w nim mniejszości kulturowe są niewidoczne, na ogół wyglądają bowiem, mówią i zachowują się tak, jak wszyscy „przeciętni” Polacy. Nie stanowią żadnego wyzwania dla naszej – wrocławian – „tolerancji”. Nie chodzi się przecież po ulicach Wrocławia ubranym w burki, sari czy turbany i mało kto posługuje się innym językiem niż polski, angielski czy niemiecki.

Przeprowadzając eksperyment przypuszczaliśmy, że wrocławianie reagowali źle na obecność przedstawicieli innych kultur, bo ich zwyczajnie nie znali. Uznaliśmy, że brakowało im wiedzy na temat Innego, brakowało kompetencji międzykulturowych, zwykłego ludzkiego doświadczenia wynikającego ze wspólnego sąsiedztwa.

Postanowiliśmy zatem działać i tej wiedzy młodzieży wrocławskiej dostarczyć.

wrocław

Najpierw zorganizowaliśmy w naszej szkole debatę pt. „Tolerancja w Europie, Polsce, Wrocławiu?”, na którą zaproszenie przyjęli m.in. ks. Adam Boniecki, wrocławski imam Ali Abi-Issa, redaktor Jacek Żakowski, Mirosława Makuchowska z Kampanii Przeciw Homofobii, wybitna żydowska artystka Bente Kahan, Jacek Purski ze stowarzyszenia Nigdy Więcej i inni.

W wypełnionej po brzegi przez zaproszonych wrocławskich licealistów auli naszego ogólniaka mogliśmy posłuchać, jak w pięknych i mądrych słowach o tolerancji rozmawiają m.in. katolicki ksiądz, muzułmański teolog, żydówka, przedstawicielka środowisk homoseksualnych oraz autorytet polskiego dziennikarstwa.

Debata była szeroko komentowana w lokalnych mediach, a udział w niej zaszczycili swoją obecnością  przedstawiciele władz miejskich w osobie Pawła Czumy, dyrektora Wydziału Komunikacji Społecznej Urzędu Miasta we Wrocławiu. Natomiast miejski Wydział Edukacji, mimo ponawianych zaproszeń, wydelegował do udziału w niej jedynie przedstawiciela niższego szczebla. Już wkrótce miało się stać dla nas jasne, dlaczego tak się stało.

Biorąc pod rozwagę słowa ks. Adama Bonieckiego, które wypowiedział w trakcie debaty: „niedługo będziemy gościć w trakcie Euro przybyszy z całego świata”, władze magistratu zwróciły się do nas z propozycją stworzenia programu edukacyjnego poświęconego nauce tolerancji skierowanego zarówno do nauczycieli, jak i do uczniów. Przystąpiliśmy zatem do jego tworzenia, a owocem naszych wysiłków był napisany wspólnie z wieloma organizacjami pozarządowymi oraz Szkołą Wyższą Psychologii Społecznej program „Wrocław przeciw rasizmowi i wykluczeniom”, który następnie zaproponowaliśmy do realizacji wrocławskiemu Wydziałowi Edukacji oraz władzom Ratusza.

Program nasz zyskał pozytywną opinię doradcy metodycznego Wojewódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli, a pozytywnych rekomendacji i słów wsparcia dla inicjatywy, programu lub dla uczestniczących w nim organizacji pozarządowych udzieliła m.in. Kancelaria Prezydenta RP, Akademia Marynarki Wojennej, Liga Muzułmańska w RP, Muzeum Narodowe we Wrocławiu, UNESCO, profesor dr hab. Wiktor Osiatyński, Pełnomocnik Komendanta Głównego Policji ds. ochrony praw człowieka, Pełnomocnik Prezydenta Miasta Stołecznego Warszawy ds. równego traktowania, czy prof. dr hab. Barbara Weigl ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Logo programu nieodpłatnie wykonała dla nas białoruska artystka Elena Pawlińska.

Program „Wrocław przeciw rasizmowi i wykluczeniom”, który napisaliśmy wespół z Wrocławską Gminą Żydowską, Fundacją Bente Kahan, Stowarzyszeniem na Rzecz Integracji Społeczeństwa Wielokulturowego NOMADA, Stowarzyszeniem Generacje, Stowarzyszeniem Nigdy Więcej, Muzułmańskim Centrum Kulturalno-Oświatowym we Wrocławiu, Kampanią Przeciw Homofobii, Stowarzyszeniem Centrum Inicjatyw Międzykulturowych, Fundacją Centrum Tolerancji oraz Szkołą Wyższą Psychologii Społecznej, miał uczyć tolerancji i poszanowania dla drugiego człowieka, dla Innego.

Chcieliśmy zaproponować go wrocławskim uczniom szkół ponadgimnazjalnych. Warunkiem przystąpienia do programu było ukończenie osiemnastego roku życia bądź wyrażenie przez rodziców bądź prawnych opiekunów uczestnika pisemnej na to zgody. Nie zamierzaliśmy nikogo do udziału w programie zmuszać ani tym bardziej indoktrynować. Chcieliśmy opowiadać młodym ludziom o innych kulturach, wierzeniach, zwyczajach, dawać im konkretną wiedzę i kompetencje międzykulturowe tak potrzebne w dzisiejszym gwałtownie globalizującym się świecie. Chcieliśmy wyjaśnić uczestnikom, jakie są powody rasizmu, antysemityzmu, islamofobii, homofobii i jak im przeciwdziałać. Chcieliśmy nauczyć ich, jak mogą przeciwdziałać w praktyce przejawom przemocy, której doświadczają w naszym społeczeństwie osoby o innym kolorze skóry, wyznaniu czy orientacji seksualnej. Powstała również siostrzana wersja programu skierowana do wrocławskich nauczycieli, bo jako belfrzy wiedzieliśmy dobrze, że również i tej grupie potrzebna jest edukacja antyrasistowska i anty-homofobiczna.

Zaletą tego programu było w naszym przekonaniu to, że o kulturze muzułmańskiej młodym wrocławianom mieli opowiadać muzułmanie, o ukraińskiej – Ukraińcy, a o żydowskiej – Żydzi. O homofobii uczyć zaś mieli ci, którzy na co dzień się jej przeciwstawiają, czyli przedstawiciele KPH.

Natknęliśmy się jednak od jednak razu na poważne problemy na etapie jego wdrażania. Najpierw dotknęły nas one w miejskim Wydziale Edukacji. Jego dyrekcja od samego początku wykazywała się nieprzychylnym nastawieniem do naszych działań. Na każdym etapie recenzowania programu oraz prowadzonych rozmów w sprawie jego wdrożenia stykaliśmy się z sugestiami, by usunąć z programu moduł dotyczący przeciwdziałania homofobii. Sugerowano nam to zwykle nie wprost i w sposób „nieoficjalny”, wywierając jednak przez cały czas silne naciski. Na którymś z roboczych spotkań usłyszeliśmy od jednej z urzędniczek Wydziału Edukacji: „Państwo rozumiecie, tu jest Polska”.

My jednak trwaliśmy przy swoich założeniach programowych i zdecydowanie odrzucaliśmy sugestie urzędników, rozumiejąc, że jeśli mamy pozostać uczciwi i wiarygodni wobec naszych współpracowników i uczniów, nie możemy tolerancji uczyć „wybiórczo” i pomijać w szkoleniach aspekt homofobiczny. Uważaliśmy, że nie powinno się okazywać nietolerancji, ucząc tolerancji. Ostatecznie nasza postawa spowodowała znaczące pomniejszenie kwot, jakie Wydział Edukacji w kolejnych swoich obietnicach przydzielał na realizację naszego programu.

Zmuszeni sytuacją, zaczęliśmy szukać sponsorów prywatnych, ale i tu, jak się okazało, fundacje i firmy prywatne początkowo bardzo zainteresowane programem i współpracą z nami, gdy tylko dowiadywały się o udziale w przedsięwzięciu Kampanii Przeciw Homofobii, wycofywały swoje dotacje lub znacząco je zmniejszały. Proponowano nam nawet drobne wsparcie finansowe, ale pod warunkiem nieujawniania przez nas źródła jego pochodzenia w jakichkolwiek materiałach promujących projekt.

Ostatecznie do walki z programem „Wrocław przeciw rasizmowi i wykluczeniom” włączyły się środowiska katolickie.

Na stronach lokalnych „Gościa niedzielnego” ze stycznia 2012 roku ukazał się tekst pod znaczącym tytułem: „Tylnymi drzwiami proszę”, w którym autor, ks. Rafał Kowalski, dyrektor wrocławskiego oddziału „Gościa” pisał: „W latach 80. XX wieku powstał w USA manifest wyznaczający zasady promocji homoseksualizmu w społeczeństwie. Kilka lat temu w Polsce ostrzegała przed nim Joanna Najfeld. Czy dziś jest wdrażany w życie we Wrocławiu? […]Dziwnie się składa, że dwie pierwsze zasady wspomnianego manifestu lobby homoseksualnego w USA sugerują konieczność mówienia o zjawisku jak najczęściej oraz prezentowania homoseksualistów jako ofiar, a nie agresywnych rewolucjonistów. Jego autorzy tłumaczą, że prawie każde zachowanie zaczyna wyglądać normalnie, jeśli stykamy się z nim często, np. spotykamy je w kręgu znajomych, a nasza akceptacja zależeć będzie od tego, ile osób to zachowanie zaakceptuje.

Zwracają także uwagę, że zabiegając o przychylność opinii publicznej, trzeba obsadzać homoseksualistów w roli ofiar, które potrzebują ochrony. Zbieg okoliczności czy zwyczajne wprowadzanie organizacji homoseksualnych do placówek oświatowych tylnymi drzwiami?

Organizatorzy wrocławskiego programu przekonują, że udział zarówno uczniów, jak i nauczycieli w programie jest dobrowolny, a w przypadku uczniów niepełnoletnich wymagana będzie pisemna zgoda rodziców lub prawnych opiekunów. Może warto zorientować się, czy szkoła, do której uczęszczają nasze dzieci, będzie projekt realizować, i podjąć odpowiednie działania, kiedy nie jest jeszcze za późno?”[1].

W tym samym duchu wypowiadał się o naszym programie na łamach mediów ks. Wojciech Zięba, katecheta z naszego liceum. W wywiadzie udzielonym wrocławskiej „Gazecie Wyborczej” mówił m.in.: „[…] Jak rozumiem, chodziło panu o poparcie dla projektu, tandetnego zresztą i powierzchownego, autorstwa dwójki nauczycieli z mojej szkoły. Nie wiem, co panu w duszy gra, przypuszczam, że chciał pan trochę sprowokować dyskusję o tolerancji. Jednak opieranie jej na podstawie programu stworzonego przez nauczycieli, którzy w ubiegłym roku przeprowadzili niby-eksperyment, podczas którego wykorzystali dzieci, namawiając je do przebrania się za Arabów i Żydów, wypuścili na ulice, a później dziwili się nieprzychylnym reakcjom, uważam za bezsens. [… ] W Koranie zaś mamy wezwania wprost: ‘chwytajcie i zabijajcie niewiernych, uderzcie mieczem po szyi bałwochwalców’. Chcę przez to powiedzieć, że w moim przekonaniu jest to przesłanie krwiożercze. […] A program jest tandetny, bo wśród rzeczywiście ważnych problemów stara się przemycić tzw. problem homofobii, a ja powiedziałbym ostrzej – homopromocji. […] Mamy z nią do czynienia, gdy na jednym poziomie stawia się różnice narodowościowe czy rasowe i kwestię homoseksualizmu. […] Ja współczuję homoseksualistom, ale bez poczucia wyższości. Uważam jednak, że budowanie społeczeństwa w oparciu o taki model to droga w ślepą uliczkę”[2].

Podobnie o programie wypowiadano się również na portalu czasopisma „Fronda” i w innych mediach katolicko-konserwatywnych.

Zdziwiła nas treść artykułu w „Gościu Niedzielnym”, wywiadu w Gazecie z księdzem Wojciechem Ziębą, katechetą z naszej szkoły, jak i publikacje we „Frondzie” czy innych periodykach. Tym bardziej, że nasz kolega z pracy, podobnie jak redaktor „Gościa Niedzielnego”, zabrali głos na łamach prasy, nie mając wcześniej w ręce naszego programu ani nie zwracając się do nas ze swoimi wątpliwościami. Mimo to pozwolili oni sobie na ocenę zarówno stworzonego przez nas projektu, jak i poglądów, które nam przyświecały przy jego tworzeniu, wpisując nas w prowadzoną przez siebie wojnę ideologiczną i antagonizując ze swoim, zgodnym z nauką Kościoła katolickiego, stanowiskiem. Nie powiedzieli tak naprawdę nic nowego, jednak wypowiedzieli się w sposób, wobec którego milczeć nie można.

Przeprowadzony przez nas eksperyment nazywany został „niby-eksperymentem” i „manipulacją”. Co upoważniło autora do takich ocen – nie wiemy, gdyż ani razu nie zapytał o źródła pomysłu, zastosowane metody pracy, dokumentację przeprowadzonych badań, ich efekty i ewaluację. Szkoda, bo może dowiedziałby się czegoś o oddźwięku, jaki przyniosły zaproponowane uczniom działania – działania wzorowane na eksperymentach przeprowadzonych przez znaną na całym świecie amerykańską działaczkę antydyskryminacyjną Jane Elliot.

Dziwił nas jednak bardzo i smucił za to szereg innych wypowiedzi przedstawicieli Kościoła Katolickiego, jakie pojawiły się w regionalnych mediach, np. tych dotyczących oceny islamu. Ksiądz Wojciech Zięba raczył powiedzieć w wywiadzie, że islam, w jego przekonaniu, jest religią krwiożerczą. Zaprezentował tym samym w swoim wywodzie uproszczone i dyskryminujące szablony, z jakich czerpie się w Polsce wiedzę na temat muzułmanów, a które zamieniają się z czasem w umysłach odbiorców w trwałe schematy myślowe utożsamiające prawdę o islamie z prawdą medialnego wizerunku tej religii. Jest on dość jednoznaczny – w perspektywie przekazu medialnego muzułmanin to prawie zawsze ktoś: bijący pokłony w czasie modlitwy, stojący z karabinem w groźnie rozkrzyczanym tłumie, szczelnie zasłonięta kobieta czy też brodaty mężczyzna o groźnym i natchnionym spojrzeniu.

Uważaliśmy od dawna, że utrwalenie stereotypów odbywa się automatycznie, podświadomie, z kolei te utrwalone schematy wpływają na postawy i konkretne zachowania odbiorców, zwłaszcza w sytuacjach lękowych, tylko jak to możliwe, że nie wiedział tego ks. Zięba?

Co ciekawe, jak wykazał eksperyment przeprowadzony przez uczniów LO nr XIV we Wrocławiu, strach wzbudzała już sama obecność w przestrzeni publicznej osoby, której wygląd sugerował przynależność do wyznawców islamu. Zaobserwowane przez uczniów spontaniczne reakcje, takie jak unikanie sąsiedztwa w tramwaju, osłanianie dzieci czy okrzyki w stylu „zaraz coś się będzie działo” lub „one mają bomby” dowodzą obecności silnego antyislamskiego stereotypu opartego głównie na lęku przed terroryzmem.

Trudno się jednak spodziewać ze strony polskich mediów, że będą edukować społeczeństwo, np. przez pogłębioną i bezstronną analizę źródeł islamofobii czy też przeprowadzenie szerszej debaty publicznej nad jej europejskimi przejawami, ale należałoby takiej edukacji oczekiwać od nauczycieli, także katechetów.

Uważaliśmy od samego początku, jako twórcy programu „Wrocław przeciwko rasizmowi i wykluczeniom”, że utożsamienie działań zmierzających do przeciwdziałania homofobii z „homopromocją” jest oburzającym fałszem i nadużyciem.

Czy można bowiem twierdzić, że jeśli nie jestem przeciwko komuś, jeśli go bronię przed atakami innych, to znaczy, że propaguję jego styl życia i światopogląd? Dokąd nas zaprowadzi tego rodzaju rozumowanie? Czy do całkowitego braku tolerancji? Zwłaszcza wobec zachowań, które nikogo nie krzywdzą i nie powodują żadnego zła, pozostając w kręgu prywatnych rozumień szczęścia, do których każdy wolny człowiek żyjący w społeczeństwie wolnych ludzi powinien mieć prawo? Czy naprawdę po ponad dwudziestu latach od odzyskania przez naszą ojczyznę wolności musimy znów bronić tych absolutnie podstawowych idei charakteryzujących każde społeczeństwo wolnych ludzi?

W naszym przekonaniu sfera seksualności człowieka jest jego sprawą prywatną, jeśli tylko mamy do czynienia z osobami dorosłymi, dojrzałymi emocjonalnie, poczytalnymi, u których występuje świadoma i obopólna zgoda. Po spełnieniu takich warunków społeczeństwo neutralne światopoglądowo i demokratyczne nie powinno interesować się niczyim życiem intymnym, a wszelkie potępienia osób w sposób odmienny od naszego doświadczających uczucia miłości, nazywanie ich „wybrakowanymi” czy „niepełnymi” uważamy za skandaliczne.

Uważamy też, że sprowadzanie niepowtarzalnej, wyjątkowej jednostki ludzkiej wyłącznie do jej aspektu seksualnego, podporządkowywanie jej tej perspektywie i w jej świetle mówienie o przydatności kogokolwiek do budowy społeczeństwa jest bulwersujące. Cóż bowiem z artystami, odkrywcami, naukowcami, którzy nigdy nie posiadali dzieci i w tym sensie nie żyli w zgodzie z tak wąsko pojętą „naturą ludzką”? Czyż nie byli przydatni społeczeństwu? Czyż zresztą sama kategoria przydatności jednostki dla społeczeństwa nie powinna budzić w nas natychmiast jak najgorszych skojarzeń?

Uważamy, że każdy człowiek jest wartością samą w sobie i nigdy nie można mówić do „czego on jest przydatny”. Bo jest wartościowy dlatego właśnie, że jest. Człowiek nie jest narzędziem służącym do czegokolwiek, jak pisał francuski filozof Jean-Paul Sartre. Jest samoistnym dziełem sztuki i tylko on jest odpowiedzialny za to, co z sobą uczyni. W to wierzyliśmy tworząc program.

Niestety, zarówno najwyższe władze Wrocławia, jak i urzędnicy w Wydziale Edukacji nie podzielili naszego stanowiska. Przy rażąco niskim budżecie, jaki ostatecznie przeznaczono na realizację programu „Wrocław przeciw rasizmowi i wykluczeniom”, projekt nie wszedł nawet w pierwszą fazę realizacji.

Zaledwie kilka miesięcy później miasto zaangażowało za to swoje środki we współfinansowany przez Google i IBM projekt WroOpenUp, powtarzający w dużej mierze podstawowe założenia naszego programu edukacyjnego. Z jednym jednak, ale, jak się wydaje, zasadniczym wyjątkiem. Do współtworzenia projektu WroOpenUp nie zaproszono Kampanii Przeciw Homofobii ani innych fundacji na co dzień zajmujących się walką z dyskryminacją, a wątek wykluczenia osób homoseksualnych z życia społecznego w Polsce nie został w ogóle ujęty w założeniach programu.

Dodać trzeba na koniec, że autorzy eksperymentu i programu „Wrocław przeciw rasizmowi i wykluczeniom”, dr Monika Spławska–Murmyło i dr Mirosław Tryczyk przestali już być belframi w liceum.

Zarówno jednak oni jak i uczestnicy eksperymentu m.in. Aleksandra Buraczyńska i Aleksandra Fila niczego nie żałują. Mają bowiem subiektywne poczucie, że w odwiecznym sporze pomiędzy tymi, którzy kochają, a tymi, którzy nienawidzą, opowiedzieli się po właściwej stronie.


 


[1] ks. Rafał Kowalski, Tylnymi drzwiami proszę, Gość niedzielny, http://rodzina.wiara.pl/doc/1070136.Tylnymi-drzwiami-prosze, 29.01.2012 r.

[2] Jacek Harłukowicz, Ksiądz który bardzo współczuje homoseksualistom, Gazeta Wyborcza, http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,11353232,Ksiadz__ktory_bardzo_wspolczuje_homoseksualistom. html, 16.03.2012 r.

Liberte
O mnie Liberte

Nowy miesięcznik społeczno - polityczny zrzeszający zwolenników modernizacji i państwa otwartego. Pełna wersja magazynu dostępna jest pod adresem: www.liberte.pl Pełna lista autorów Henryka Bochniarz Witold Gadomski Szymon Gutkowski Jan Hartman Janusz Lewandowski Andrzej Olechowski Włodzimierz Andrzej Rostocki Wojciech Sadurski Tadeusz Syryjczyk Jerzy Szacki Adam Szostkiewicz Jan Winiecki Ireneusz Krzemiński

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka