Larum podnoszą jak kraj długi i szeroki, od naszych polskich Tater do naszego polskiego niewątpliwie Bałtyku, zacne głowy, bo zły minister i zła unia chce nas złupić i ze szczętem pogrzebać polską kulturę, narodową zresztą. VATem 5-procentowym jak obuchem po łbie przywalić – inteligentowi, czytelnikowi, ostatniemu Polakowi, który jeszcze Książki czyta! Toż to zamach, wyniszczanie narodu przez siły obce i wrogie, co zioną i czyhają. Już tylko 38% Polaków książki jakiekolwiek czyta, a tu jeszcze VATem w nich, VATem, żeby już nikt nie czytał, żeby tę kulturę wreszcie dobić, na śmierć zabić, aby ten ogłupiały naród bez reszty już Dodą i McDonaldem omamić i rezerwuarem taniej siły roboczej na londyński zmywak na wieki uczynić. Kyrie eleison! Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz ni książek nam VATował!
Ludzie, opamiętajcie się, bo pomyślę, że wam od tego czytania tych „książek i czasopism specjalistycznych” całkiem we łbach rozmiękło. Jaki jest związek między czytelnictwem a ceną książek i czasopism, które dziś cieszą się zerową stawką VAT? Nie wiem i wy nie wiecie, bo badanie naukowe, które by to ustaliło, kosztowałoby tyle, że sam nasz król Palikot I Wydawca nie dałby rady. Zresztą, nawet jak ktoś sobie jakiejś tam ksiązki nie kupi, to co z tego? Poczyta sobie w sieci – może akurat coś lepszego. Albo pójdzie na piwo i zapozna koleżankę. O co chodzi? To jakiś mus z tym czytaniem? Przecież to nałóg jak każdy inny – fajnie się leży i czyta, ale z drugiej strony, czas leci, a czas to pieniądz przecież. Ale może wydawcę, wydawcę trzeba chronić i chuchać na niego, i za pazuchę kłaść? Dziękujemy za troskę i ustąpienie miejsca w tramwaju, ale na razie jest spoko. Myślicie, że gdy nasze naród kształcące, misyjne i ewangelizacyjne „Liberté” będzie o złotego droższe, to przyjdzie nam powiesić kłódkę a naród miast się liberalnie oświecać, w tępy fanatyzm i zabobon osunie się po wsze czasy? Trochę wyobraźni, proszę. Kto nas czyta, ten czytać będzie, nawet jak słono mu przyjdzie za to zapłacić, a kto nie czyta, tego dwa złote więcej ani pięć od czytania bardziej nie odstraszy, bo i tak ma to w nosie a do księgarni w życiu nie wejdzie, jako i do agencji, i monopolowego – nie ma mowy, fuj. Zresztą może i dobrze, że nie czyta, bo w końcu większość książek to wyroby śmieciopodobne i honorowanie ich dyspensą podatkową, niczym jakie dochody na cele zbożne, zakrawa na kpinę.
Nie lubię podatków, ale lubię równość. Z jakiegoż to powodu taka sobie książka, plik zaczernionych papierów, miałby się cieszyć przywilejem podatkowym jak jakiś kielich mszalny? Pewnie dlatego, że tak bardzo uczy i rozwija człowieka? Cóż, jeśli o to chodzi, to proszę wyłączyć z tego moje książki. A gdy chodzi o innych autorów, to wydaje mi się, z całym szacunkiem, że są ważniejsze w świecie rzeczy, zasługujące na ewentualne uprzywilejowanie, niż akurat ich szacowne pisarstwo. Taką rzeczą jest na ten przykład kotlet. Gdyby kotlet był zerovatowy, to – zgodnie z logiką naszych żałobników zerowej stawki na książki – staniałyby kotlety i wzrosło ich jadalnictwo. Z pożytkiem, a jakże, dla żołądka narodowego. A czyż jedzenie nie jest co najmniej tak samo ważne i godne poparcia jakimś Narodowym Programem, niż czytanie i cała jej jednoprocentowa wysokość Kultura?
Kochani, albo się szanujemy i traktujemy równo, albo się rządzimy pretensjami i uprzedzeniami, w imię słusznych i najsłuszniejszych wartości i racji. Słuszne są baby w sejmie – dawaj parytety, słuszne jest czytanie – dawaj zerową stawkę. Ot, socjotechnika, zwana też paternalizm, a dla przyjaciół „bolszewizm”. Gdyby panowie i panie intelektualiści byli łaskawi nie zaglądać mi do łóżka i nie troszczyć się o to, czy leżę z książką, czy z jaką inną damą, byłbym szczerze zobowiązany. Macie autostrady do zbudowania, wojsko i baletnice do wykarmienia, więc kasujcie podatek, byle po równo, a o moje książki i inne moje sprawy osobiste bądźcie łaskawi się nie troszczyć. Dziś was interesuje, co porabia „Polak statystyczny”, a jutro was zainteresuje, co porabiam ja – z krwi i kości, chodź no tu, kochaneczku. To ja wolę już zapłacić VAT!