Liberte Liberte
1940
BLOG

prof. Jan Hartman "Fakty i mity".

Liberte Liberte Polityka Obserwuj notkę 24

Mam nadzieję, że lektura pomieszczonych tu wyjaśnień ostudzi nieco zapał moich nieprzyjaciół do powielania wymierzonych we mnie insynuacji, pomówień, kalumni i szyderstw, których to nie skąpi mi się w mediach, za katedrą i w innych, mniej czy bardziej publicznych, miejscach. Przyjaciół zaś, którzy trafią na ten tekst, serdecznie pozdrawiam.
 
1. Nie jestem „komuchem”, „lewakiem”, „zwolennikiem komuny” ani uczestnikiem „międzynarodowego spisku komunistycznego”. Z podstawowymi poglądami socjalistów (nie mówiąc już o komunistach) fundamentalnie się nie zgadzam, czego dowody łatwo znaleźć w moich testach, również tych zamieszczonych na mojej stronie internetowej. Nie miałem też nic wspólnego z organami władzy PRL, a nawet pozwalałem sobie (w skromnym bardzo wymiarze!) uczestniczyć w takich czy innych antyreżimowych akcjach i demonstracjach.
 
2. Nie jestem żadnym „zwolennikiem eutanazji” ani „zwolennikiem aborcji”. Nie wiem nawet, co to znaczy być „zwolennikiem” w tym wypadku. Nie jestem nawet zwolennikiem legalizacji eutanazji (nie mam sprecyzowanego zdania w tej kwestii), a jedynie staram się informować społeczeństwo, z jakich powodów w niektórych krajach przepisy prawa są bardziej liberalne niż w Polsce, a także, dlaczego niektórzy ludzie domagają się eutanazji lub wykonują aborcję. Staram się wyjaśniać nieporozumienia i zwalczać przesądy pokutujące w Polsce w tych sprawach. Tłumaczę też, dlaczego surowe prawo czasami odnosi odwrotny skutek od zamierzonego oraz to, jakie warunki prawne i etyczne muszą być spełnione, by władze publiczne mogły zastosować wobec społeczeństwa przymus prawny. Konsekwentnie wzywam Polaków do poważnej debaty oraz tłumaczę rzeczy, które są już w krajach, gdzie takie debaty od dawna się toczą, znane powszechnie i oczywiste. Minimalna orientacja w zagadnieniach bioetycznych jest przecież warunkiem koniecznym racjonalnej dyskusji i racjonalnych decyzji legislacyjnych. Osobiście żadnych zdecydowanych poglądów w dziedzinie bioetyki nie posiadam, co zresztą ułatwiło mi napisanie neutralnego i wyważonego elementarza bioetyki, pt. „Bioetyka dla lekarzy”.
 
3. Nie jestem żadnym „wojującym ateistą”. Jestem niewierzący, ale nigdy nie walczę o uznanie tezy, iż „Boga nie ma”. Wiele mówię o religii i Kościele (nieraz krytycznie), bronię świeckości państwa, ale żadnej wojny z religią jako taką nie prowadzę. Nie jest mi też bliżej do judaizmu niż do chrześcijaństwa. Do obu tych wyznań i związanych z nimi poglądów etycznych i społecznych mam wiele zastrzeżeń. Nie oznacza to jednak bynajmniej, iż „zwalczam religię”. Prawdę mówiąc, nie mogę sobie wyobrazić życia społecznego bez religii (takiej bądź innej). Chciałbym jednakowoż żyć w kraju, w którym państwo nie angażuje się w żadne poglądy religijno-moralne ani religijne rytuały i w którym żadne doktryny religijne ani przekonanie o istnieniu (lub nieistnieniu) Boga nie mają wpływu na kształt stanowionego prawa. Wolę tę podzielam zresztą ze znakomitą większością mieszkańców wolnego świata po obu stronach Atlantyku – zarówno wierzących, jak niewierzących.
 
4. Nie jestem „wrogiem Polski”, „żydokomunistą” ani masonem. Prawdą jest tylko to, że jestem Żydem. Wywodzę się wszak z bardzo zasłużonej i patriotycznej żydowskiej rodziny Kramsztyków (z Warszawy) oraz z innych, skromnych i uczciwych, rodzin żydowskich i polskich (z Warszawy i tzw. Galicji). Moi przodkowie walczyli o wolną Polskę, siedzieli w carskich więzieniach, tworzyli polską naukę i polską sztukę. Byli wśród nich ludzie wybitni i zasłużeni dla kraju, a także skromni kupcy, urzędnicy czy kolejarze. Niektórzy moi przodkowie wyznawali judaizm, inni byli chrześcijanami lub byli niewierzący. Prawdą jest, że należę do organizacji B`nai B`rith. Nie jest to w żadnym razie organizacja „antypolska”, „antykatolicka” ani nawet „masońska” (w tym ostatnim zresztą nie widziałbym nic złego). B`nai B`rith prowadzi działalność społeczną, polegającą jak dotąd głównie na organizowaniu odczytów poświęconych kulturze żydowskiej oraz zdobywaniu funduszy na szlachetne cele (jak np. budowa Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie). Jej zadaniem jest wspieranie środowisk żydowskich w Polsce, działanie na rzecz przyjaźni Polski i Izraela, zwalczanie antysemityzmu. Niewielka polska loża tej sporej międzynarodowej organizacji, odnowiona w 2007 roku, po prawie 70-letniej przerwie, nie ma jeszcze dużego dorobku – ma jednak mnóstwo dobrej woli. Służymy polskim Żydom, sprawie wizerunku i dobrego imienia Żydów oraz Izraela w Polsce, jak również sprawie dobrego imienia Polaków i Polski w Izraelu. Jesteśmy patriotami polskimi i izraelskimi, w czym nie ma żadnej sprzeczności, skoro nasze kraje się przyjaźnią. B`nai B`rith nie jest też organizacją religijną. Są wśród nas wyznawcy judaizmu (w tym rabin), ksiądz katolicki, liczni niewierzący i ateiści. Bynajmniej jednak nie zwalczamy religii, a niektórzy nasi członkowie, o ile mi wiadomo, urządzają nawet spotkania o charakterze religijnym. Sama organizacja jako taka jest wszelako religijnie neutralna i całkowicie pod tym względem tolerancyjna. Łączy nas nie wiara religijna, lecz ideał powszechnego braterstwa wszystkich ludzi, bez względu na narodowość i wyznanie. Jak każda organizacja mniejszości narodowej, B`nai B`rith skupia osoby poczuwające się do przynależności do danego narodu, w tym wypadku żydowskiego. Cele tej organizacji są wszelako ogólnospołeczne, podobnie jak w przypadku innych organizacji ludzi dobrej woli, nawet jeśli są to organizacje zamknięte i elitarne. Jako członek B`nai B`rith bynajmniej nie jestem zobowiązany do krzewienia jakiejś określonej ideologii czy choćby głoszenia określonych poglądów. Moje wypowiedzi należy przypisywać mnie, a nie B`nai B`rith. Swoją drogą, moje poglądy nie podobają się wielu Polakom i wielu Żydom, gdyż niektórzy Polacy nie lubią słuchać o antysemityzmie w Polsce, a niektórzy Żydzi nie lubią słuchać o antypolskich uprzedzeniach w Izraelu i USA. Ja zaś mam w zwyczaju mówić o jednym i drugim.
 
5. Nie jest prawdą, że KUL „odrzucił pracę magisterską Hartmana z powodów merytorycznych”. Studia filozoficzne na KUL, na Wydziale Filozoficznym, ukończyłem w 1990 roku, na podstawie pracy „Sposób istnienia rzeczy materialnej według Sporu o istnienie świata Romana Ingardena”, która zresztą trzy lata później, w niezmienionej postaci i pod tym samym tytułem ukazała się w Wydawnictwie UMCS jako książka (można więc łatwo się z nią zapoznać i poddać ją ocenie). Pracę tę napisałem pod kierunkiem o. prof. Mieczysława A. Krąpca, który dał mi za nią piątkę. Innego zdania był dr (obecnie profesor) Stanisław Judycki, który postawił mi dwójkę. W tej sytuacji dziekan Wydziału Filozoficznego (s. prof. Zofia Zdybicka) poprosił o dodatkową recenzję prof. Władysława Stróżewskiego z Instytutu Filozofii UJ, który ocenił moją pracę na plus dobry. W rezultacie moją pracę przyjęto, a we wrześniu 1990 r. odbył się na KUL mój egzamin magisterski, który zdałem na oceną bardzo dobrą, co biorąc pod uwagę średnią moich ocen z przebiegu studiów oraz oceny z pracy magisterskiej dało ogólny wynik studiów „bardzo dobry”. Taką też ocenę mam wpisaną na dyplomie magisterskim wydanym przez KUL. Pragnę też wyjaśnić, że przystępując na studia na KUL nie kryłem tego, że jestem niewierzący. Nie przedstawiłem zresztą wymaganego zaświadczenia od proboszcza ani metryki chrztu. W owym czasie (był to rok 1985) KUL był, jak widać, dość liberalny. Nigdy nie udawałem katolika, pod nic się nie podszywałem ani na autorytety katolickie się nie powoływałem. Na KUL czułem się swobodnie, aż do momentu, gdy na inauguracji roku akademickiego nowy rektor, ks. prof. S. Wielgus, ogłosił, że „KUL jest uczelnią katolicką, a komu się to nie podoba, niechaj lepiej siedzi cicho”. A jednak, mimo wszystko, nadal zachowałem bardzo dobre relacje z wykładowcami KUL, w tym również z księżmi, nie wyłączając tych konserwatywnych, jak M. A. Krąpiec czy właśnie S. Wielgus. Nie wykluczam wszelako, że po latach niektórzy przestali mnie lubić. Tego nie wiem. Tak czy inaczej KUL w czasach moich studiów, czy się to komu podoba, czy nie, w niczym nie przypominał niezłomnego obrońcy „jedynej prawdziwej wiary”. Była to dość różnorodna ideowo, ciekawa i po prostu dobra uczelnia.
 
6. Nie jest prawdą, że regularnie otrzymuję od studentów jak najgorsze oceny prowadzonych przez siebie zajęć. Byłem oceniany przez studentów różnych kierunków wiele razy, na różnych uczelniach. Zwykle otrzymuję oceny przeciętne, ale zdarzało mi się również otrzymywać oceny doskonałe. W żadnej zaś ankiecie nie zostałem oceniony przez studentów źle. W dodatku, każdego roku zdarzają się osoby, które uczestniczą w moich zajęciach nieobowiązkowo, nie mając z tego tytułu żadnych korzyści formalnych. To również świadczy o tym, że wiadomości, jakobym był okropnym wykładowcą, są mało wiarygodne. Podobnie ma się sprawa z moją rzekomą surowością jako egzaminatora. Dwójki stawiam bardzo rzadko, jakkolwiek dość często odsyłam studentów bez wpisywania stopnia.
 
7. Mam na sumieniu wiele grzechów. Żaden z nich jednakowoż nie podpada pod kategorię „zrobić komuś świństwo”. Jeśli miałoby mi się wszelako coś podobnego przydarzyć, tedy proszę wszystkich, aby po możliwie dokładnym sprawdzeniu, co i jak, nie omieszkali wiedzą swą podzielić się z innymi, jak najsurowiej oceniając moje postępki.
Liberte
O mnie Liberte

Nowy miesięcznik społeczno - polityczny zrzeszający zwolenników modernizacji i państwa otwartego. Pełna wersja magazynu dostępna jest pod adresem: www.liberte.pl Pełna lista autorów Henryka Bochniarz Witold Gadomski Szymon Gutkowski Jan Hartman Janusz Lewandowski Andrzej Olechowski Włodzimierz Andrzej Rostocki Wojciech Sadurski Tadeusz Syryjczyk Jerzy Szacki Adam Szostkiewicz Jan Winiecki Ireneusz Krzemiński

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka